Amerykański doradca finansowy, David Bach, zaobserwował, iż codziennie wiele osób spaceruje z kubkiem kawy jednej ze znanych marek lub popija ją w drodze do pracy albo jadąc metrem.
Dlaczego? Kawa z rana dobra jest – wiadomo. Ale też dlatego, gdyż to modne, bo inny tak robią, to taka mała przyjemność.
Czy jest w tym coś złego? Ogólnie nie. Ale zależy jak na to spojrzymy. Przez taką jedną kawę kupowaną regularnie uciekają z naszego portfela z pozoru drobne sumy, które jednak po kilku-kilkudziesięciu latach zmieniają się w dość sporą kwotę.
Dlaczego? Kawa z rana dobra jest – wiadomo. Ale też dlatego, gdyż to modne, bo inny tak robią, to taka mała przyjemność.
Czy jest w tym coś złego? Ogólnie nie. Ale zależy jak na to spojrzymy. Przez taką jedną kawę kupowaną regularnie uciekają z naszego portfela z pozoru drobne sumy, które jednak po kilku-kilkudziesięciu latach zmieniają się w dość sporą kwotę.
David Bach postanowił opisać to zjawisko i stworzył termin Efekt latte (latte factor®)
U
nas taki spacer z kawą ze Starbucksa czy innej kawiarni jest jeszcze chyba nie tak bardzo popularny, choć coraz bardziej widoczny. Niemniej Efekt latte można
spokojnie przełożyć i na typowo Polskie warunki. Codziennie kupiona paczka papierosów,
gazety, wysyłanie regularnie totolotka lub zakup drożdżówki zamiast samodzielnie
przegotowanego śniadania do szkoły lub pracy.
Warto
jeszcze powiedzieć jedną ważną rzecz o małych wydatkach.
Kupiona
od czasu do czasu kawa na mieście czy drożdżówka w ulubionej piekarni z reguły
smakuje wyśmienicie. Delektujemy się nią. Sprawia nam to przyjemność. Ale już dziesiąta
z rzędu nie daje takiego efektu. Kiedy kupujemy
setną kawę możemy nazwać to już nawykiem, przyzwyczajeniem, które nie daje w
cale zbytniej przyjemności. Od taka codzienna czynność. A bywa, że niektóre
uzależniają, jak na przykład zakup nawet jednego, ale regularnie, kuponu lotto
lub zdrapki – jest duża grupa takich osób.
David
Bach twierdzi, że aby stać się bogatym, trzeba zwracać uwagę właśnie na małe
kwoty wydawane codziennie, bo właśnie w ten sposób można przepuścić naprawdę sporą
ilość pieniędzy. Zależy też ile mamy takich drobnych „uzależniaczy”. Od czasu
do czasu kawa na mieście, kupon lotto, gazetka – jasne, czemu nie, ale z umiarem.
David
Bach na swojej stronie stworzył taki kalkulator efektu latte KLIK. Co prawda po
angielsku i nie ma tam wszystkich drobnych „pochłaniaczy pieniędzy”, ale
orientacyjnie myślę, że można sobie zobaczyć, ile tracimy na takich właśnie
codziennych, a w sumie nie do końca potrzebnych mini zakupach.
Ja,
kiedy byłam nastolatką kupowałam namiętnie gazety, miałam też okres, kiedy często odwiedzałam punkt Lotto. Co prawda też coś udało mi się wówczas wygrać,
ale ta kwota i tak była niższa do tej, jaką wydawałam na kupony. Na szczęście w porę się opamiętałam. W pewnym
okresie również bardzo często jadałam na mieście po pracy – to była taka moja
nagroda za stres, chwila odprężenia, ciężko było mi z tym zerwać, ale w końcu
się udało.
Słyszeliście o Efekcie latte? Co może być u Was takim małym „pochłaniaczem pieniędzy”?
WARTO ZOBACZYĆ TEŻ:
Nie słyszałam o tym wcześniej. Ja od jakiegoś czasu zamiast kupować w pracy gotowe śniadania zaczęłam je robić w domu. Kosztowało mnie to 5 minut snu, ale po skalkulowaniu całego miesiąca całkiem sporą sumkę pieniędzy :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło Asia
Na pewno ma rację, bo z małych kwot biorą się ogromne sumy. Raz na jakiś czas nie można sobie jednak odmawiać, czasami liczy się chwila :) Totka puszczam sporadycznie, też mi szkoda kasy, ale zdarzało mi się że wygrywałam, niestety nieczęsto. :)) Co do zabierania prowiantu w drogę, czy do pracy, lepiej i taniej przygotować w domu ;)
OdpowiedzUsuńJa właśnie ciągle sobie obiecuję że od nowego miesiąc przestanę kupować śniadanie czy obiady w pracy i zacznę przynosić z domu ale jakoś słabo mi to idzie :/ Muszę to koniecznie zmienić :)
OdpowiedzUsuńA co do kawy to ja bez niej nie wyobrażam sobie dnia :)
Myślę, że słodycze są takim pochłaniaczem pieniędzy, ponieważ ludzie kupują często kilka słodyczy za 1 - 2 zł a ile się tego zbierze przez kilka miesięcy, rok... o tym nie myślą.
OdpowiedzUsuńSwietne spostrzezenia, do ktorych doszlam juz ok. 30 lat temu, robiac sobie i mezowi kanapki do pracy. Malo tego, ze zaoszczedzimy, to do tego mamy jeszcze pewnosc, ze jemy swieze i zdrowe produkty...
OdpowiedzUsuńCiekawy post. Pozdrawiam serdecznie:)
Takie kanapki robione w domu są zdecydowanie lepsze i zdrowsze.
Usuńpozdrawiam :)
Wszystko przez to, że nie mamy szacunku do małych kwot. O ile łatwiej jest wydać 10zl na kawę, niż 500zl na sweter z kaszmiru. A przecież duże oszczędności biorą się z małych. Moja słabością są aukcje internetowe i to na nie wydaje najwięcej pieniędzy. Mysle, ze najtrudniej odmówić sobie czegoś pierwszy raz i odłożyć pierwsza drobna sumę. Im częściej omawiamy sobie danej rzeczy i dokładamy kase, tym bardziej wytrwali w postanowieniu się stajemy, a rosnąca kwota motywuje. Nabieramy szacunku do każdej złotówki i nie wydajemy już lekka ręka nawet małych kwot. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Często żałujemy pieniędzy na zakup czegoś droższego i wybieramy tańszy zamiennik. Jednocześnie przepuszczamy drobne sumy, które potem po zliczeniu dają sporą kwotę, za którą moglibyśmy sobie kupić coś droższego, a porządnego, co nam może posłużyć na dłuższy czas.
UsuńHm, kawy nie pijam ale do słodyczy mam słabość. Muszę się ograniczyć - to będzie dobre nie tylko dla mojego portfela ;)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że to się tak nazywa, ale już często sobie myślałam, ile to musi kosztować, codziennie rano z kawką ze Starbucksa bądź z kupną kanapką... A wiem, że z takich drobnych kwot uskłada się całkiem spora sumka! ;-)
OdpowiedzUsuńJa niestety całe życie nie umiem się nauczyć oszczędzania i nigdy chyba nie nauczę, choć przynajmniej już staram się nie wyciągać kasy z bankomatów, w których nalicza mi prowizję - zawsze jakiś postęp ;)
OdpowiedzUsuńHi, hi. ;) Ja korzystam tylko z Euronetu, który jest bezpłatny, na szczęście te bankomaty są prawie wszędzie.
UsuńJa chyba nie mam takiego pochlaniacza pieniedzy :P
OdpowiedzUsuńZdecydowanie rzeczy kupione dzieciom, rzeczy często zbędne i nie używane ale gdy jestem w sklepie nie potrafię się oprzeć, dla mnie buty i kosmetyki, które potem nie rzadko leżą nie używane, niestety!
OdpowiedzUsuńDla dzieci też kupuję sporo, a to książeczkę, a to jakiś drobny gadżet, ubrania itd. Ale chyba tego nie mogę zaliczyć do zjawiska tu opisanego, bo jednak niecodziennie to robię, a dzieci korzystają z tych rzeczy. Po za tym uśmiech dziecka jest bezcenny. ;) :)
UsuńSłyszałam o tym i to prawda, że małe pierdółki pochłaniają dużą część naszej wypłaty ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym kalkulatorze. Ale nie trzeba o nim słyszeć aby mieć świadomość, że jakie takie małe przyjemności jak kawa czy drożdzówka tygodniowo, miesięcznie kosztuje Nas sporo.
OdpowiedzUsuńTeż co jakiś czas tak mamy z mężem. ze nas ponosi z wydatkami. Ostatnio postanowliśmy trochę kasy dodatkowo zarobić, ale niestety nie udało się i przez to straciliśmy w miesiącu ładną sumkę, której raz w tygodniu nie odczuwaliśmy, ale na szczęscie zeszliśmy juz na ziemię :)
Pozdrawiam z deszczowej Anglii
To prawa. Niby zasada opisana przez Davida Bacha jest dla wielu osób oczywista, ale spora grupa osób kupujących codziennie czy to kawę, czy drożdżówkę, nie myśli o tym ile pieniędzy idzie właśnie na te drobne wydatki. Taki kalkulator można potraktować jako ciekawostkę, choć pewnie będą też i tacy, którym bardziej ta wyliczona suma da do myślenia i ewentualnej zmiany zachowań. :)
Usuńpozdrawiam :)
Ale czym byloby zycie bez tych malych przyjemnosci?!!!
OdpowiedzUsuńmusimy sobie pozwalać na "małe grzeszki"
OdpowiedzUsuńŻycie bez nich było by szare i nudne :)
Pozdrawiam Zocha
http://www.zocha-fashion.pl/
Od czasu do czasu, to nawet wskazane. :) Byle nie codziennie.
Usuńpozdrawiam Zocha :)
O efekcie latte słyszałam a nawet sama doświadczałam - szczególnie wiosną i latem, kiedy to naprzeciwko biura kupowałam dziennie po kilka gałek lodów i przynajmniej 3 razy w tygodniu kawę mrożoną. Gałka loda - 3 zł, kawa mrożona - 8 zł. W skali miesiąca trochę się uzbierało. Oczywiście dziś nie odmawiam sobie drobnych przyjemności, od czasu do czasu lubię sobie kupić gofra z bitą śmietaną i dodatkami czy kawę w galerii, jednak staram się to robić naprawdę okazjonalnie.
OdpowiedzUsuńTo fakt, lody mogą w okresie letnim pochłonąć sporą kwotę, ale za to jakie są smaczne. ;) Trudno się opanować.
Usuńpozdrawiam :)
Ja już dawno stosuję się do tej zasady. Naprawdę można sporo zaoszczędzić. Warto przeanalizować swoje "małe" wydatki.
OdpowiedzUsuńKurcze coś w tym jest!!!!! ja generalnie nie mam jakiś stałych pochłaniaczy, ale zawsze mnie szokuje rachunek zwłaszcza, że wszystko co kupiłam było za "małe pieniądze". Prawda jest taka, że bardziej masz świadomość wydanych pieniędzy, gdy wydasz je na konkret :) Drobiazgi powodują, że kasa ucieka :(
OdpowiedzUsuńChyba nie mam takiego pochłaniacza pieniędzy, chociaż pieniądze się mnie nie trzymają. Za to kiedyś wydawałam mnóstwo kasy na drobiazgi lub na kiepskiej jakości ubrania. I tak w ciągu miesiąca miałam kilka bluzek które wcale do końca mi nie pasowały lub bardzo szybko się niszczyły... teraz mam jedną w miesiącu za to świetnej jakości... taką idealną co bym mogła nosić codziennie. Dzięki temu lubię swoją szafę :)
OdpowiedzUsuńJa jestem ofiarą efektu latte, ale z drugiej strony uważam, że życie jest właśnie sumą takich małych chwil i przyjemności. I tak jak w życiu nie czekam na "wielkie" szczęście i cieszę się drobiazgami, tak też podobnie traktuję wydatki, wolę sobie parę razy sprawić drobną przyjemność, niż ciułać większą kwotę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Nie dajmy się zwariować!
UsuńSiła małych oszczędności :) a robią się duże
OdpowiedzUsuńJa postanowiłam sobie,że w MARCU nie będę kupowała KOSMETYKÓW - i innych nie potrzebnych rzeczy - póki co dobrze się trzymam się świetnie :)
OdpowiedzUsuńja nie pije tylko czasem hehe bardzo rzadko Zapraszam do mnie!
OdpowiedzUsuńHej Kochana :*Post bardzo fajny :) Spotkanie udane :)
OdpowiedzUsuńObserwuję :*
Ewelina z Tarnowa :)
nie wydaję w ten sposób pieniedzy uff i nie ucieka mi z portfela:P
OdpowiedzUsuńMusze wspomnieć o tym efekcie moim greckim kolegom:) W tym kraju, sumy wydawane na kawę to bardzo poważny wydatek w skali miesiąca ;)
OdpowiedzUsuńPowinnam zrezygnować z kupowania słodyczy, zdrowiej i taniej byłoby gdybym sama zaczęła robić/piec przekąski :)
OdpowiedzUsuńGdzieś już mi ten efekt mignął, ale dopiero u Ciebie wczytałam się, o co chodzi. W zasadzie nieświadomie stosuję się już od dłuższego czasu do zliczania tych małych wydatków. Po tym tekście mam ochotę zliczyć, ile to w miesiącu wyjdzie, kiedy w sklepie nie dam się ponieść zachciance.
OdpowiedzUsuńKupowanie śniadania, zamiast zrobienia go sobie przed pracą. to mój "ból". Inna sprawa, że jak w portfelu mam 5 zł to wrzucam do skarbonki. Potrafię zrezygnować z kupna czegoś byle tylko tych 5 zł nie wydać.
OdpowiedzUsuńteż do tej pory nie słyszałam o efekcie latte, ale sama zauważyłam parę lat temu, że te drobne rzeczy pochłaniają miesięcznie całkiem sporo pieniędzy. I tak - robię sobie sama do pracy jedzenie ,nie kupuję codziennie ani co tydzień gazety, nie kupuję słodyczy. Za to mogę sobie pozwolić częściej na książkę, wyjście do kina lub do teatru.
OdpowiedzUsuńNie mam stałych "pożeraczy" drobnych sum, ale nie odmawiam sobie wydawania na różne drobiazgi, na zasadzie "to tylko kilka złotych". Gdyby te drobne kwoty zliczyć, to zakup drogiej części garderoby już nie jest taki straszny :) I taką metodę trzeba przyjąć :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że to zjawisko ma nazwę :)
Gosia
Nie wiedziałam, że taką ma nazwę, ale sam syndrom zauważyłam u siebie w czasie studiów - zamiast przygotować na uczelnię obiad, szłam do bufetu - na bułkę, na kawę, ciastko. Ileż my tam wszyscy pieniędzy zostawiliśmy :D Teraz też się zdarzy, ale już nie ma tej regularności, bardziej o przyjemność chodzi :)
OdpowiedzUsuńCzytalam już kiedyś na ten temat artykuł w sieci- bardzo trafny!
OdpowiedzUsuńFajnie, że o tym piszesz, łatwo jest wydać kilka złotych nie zauważając jak dużo wydajemy. Mam znajomą, która poszła o krok dalej i każde pieniądze, które chciała wydać na codzienną kawę odkładała do słoika. Po krótkim czasie uzbierała pieniądze na wakacje! :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam tym, a nawet sama polecałam to jako sposób na oszczędzanie.
OdpowiedzUsuńKiedyś do mnie dotarło, że w jeden miesiąc "przepiłam" parę nowych szpilek - wydałam ponad 200pln na kawę!
Od tej pory kawę w kawiarni piję okazjonalnie.
A w tym roku podjęłam WYZWANIE: 52 tygodnie oszczędzania (na Facebooku) i zaoszczędziłam już ponad 200pln (od stycznia).
Tak, znam ten efekt, choć nie wiedziałam, że jest jego pomysłodawca! Zwróciłam uwagę na jedno Twoje zdanie - że jedna kawa to duża przyjemność, ale pita codziennie to już uzależnienie. W tym kontekście zachcianka brzmi bardzo ciekawie! i myślę, że aby była zachcianką, to powinna się pojawiać raz na jakiś czas. Że jak dopiero jak się ograniczymy w nich trochę, to możemy tak naprawdę je docenić. Dałaś mi nowy bogatszy punkt widzenia! Dzięki
OdpowiedzUsuńJuż jakiś czas temu natknęłam się na rozumowanie w ten sposób przy aplikacjach, za które płaci się co miesiąc, czyli hasło typu "Aplikacja w cenie dobrej kawy" o jest to strasznie prawdziwe!
OdpowiedzUsuńTylko sobie człowiek z tego nie zdaje sprawy, dopóki nie zestawi razem tych miesięcznie wydawanych kwot. Drożdżówka i kawa rano, nawet licząc najniższą możliwą półkę to i tak z 5 zł. Codziennie, czyli ok. 100 zł na miesiąc. Dla niektórych to nie jest duża oszczędność, ale z drugiej strony, to już prawie para dobrych butów czy spodni ;)
Ja od nowego roku porzuciłam żarcie na wynos, praca w domu na szczęście nie kusi do kupowania lotto, kawy czy pączka "po drodze" więc na takie pokusy nie jestem narażona :D Uf.
Ja od czasu do czasu kupuję sobie pączka ze śliwką. Jest pyszny, gdy po kilku tygodniach (a czasem miesiącach) niejedzenia nagle zostaje skonsumowany. Rozkosz dla podniebienia. Nauczyłam się też już dawno, że takie z pozoru małe kwoty łatwo przepuszczać. W dodatku nawet nie koniecznie na drobnych nawykach, ale przez nieuwagę. Np. idziemy do sklepu i kupujemy coś przy okazji, bo to tylko 2 (5, 10) zł. Tyle co nic. Raz, drugi, trzeci i mamy minimum jedne zakupy w plecy. Na to też warto uważać :-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się że wydawać w dzisiejszych czasach jest lekko i przyjemnie. Bo dostępność towaru zwłaszcza w dużych miastach nas zachęca do wydawania kasy. Prowadzę ewidencję wydatków. Ale nie na wariata. Kocham zjeść na mieście i nie cierpię ssącego żołądka. Żadna kanapka mnie nie napcha od 09:00 - 17:00 na tyle abym była nasycona. Zwłaszcza że ćwiczę na siłowni 3 x w tygodniu i mam podwyższony przez to metabolizm. Z wydawaniem pieniędzy jest mniej więcej tak jak z dbaniem o siebie. Ja kocham swoje życie. Moment tu i teraz. Nie robię sobie krzywdy jedząc suchary zrobione w domu o 15-ej. Żyję najlepiej jak umiem i dbam aby moja wewnętrzna JA - była zawsze nasycona, napita i szczęśliwa. A pieniądze zawsze to tu, to tam spływają same - bez ciśnienia. Co najwyżej nie kupię sobie kolejne pary dżinsów. Nie dajmy się zwariować w tym oszczędzaniu. Ustawmy sobie przelew "oszczędzam" na 10% naszych przychodów automatycznie i niech nas nie boli kolejna kawa latte czy buła na mieście.
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda! Sam tak mam, z latte również. A to stwierdzenie, że kolejna już nie smakuje tak samo (bo jest raczej nałogiem) aż mnie zmroziło, bo sam to zauważyłem... Kiedyś to podliczyłem w skali tygodnia i miesiąca i wnioski są poważne ;)
OdpowiedzUsuńciekawy artykuł, mogłabys to bardziej rozwinąć:))
OdpowiedzUsuńO "efekcie Latte" nie słyszałam, natomiast, że taki problem jest to doskonale wiem, choć ja nie mam z tym kłopotu, z jednego prostego powodu, mam hierarchię ważności rzeczy i żeby móc wszystko co chcę utrzymać (ale nie pracując ponad siły) czyli dom, ogród, samochody, jeździć na wczasy, na narty, zwiedzać miasta, kupować ubrania, to muszę na czymś zaoszczędzić, więc nie kupię różnych tylko z pozoru tanich rzeczy, a z tego zbiera się spora suma, którą mogę potem przeznaczyć na konkretny cel, np. na kwiaty do ogrodu, sukienkę czy wyjazd. Ja sporo oszczędzam na kosmetykach, gazetach, nie kupuję napojów 4 razy droższych niż w sklepie czy gotowych produktów, które mogę równie szybko sama przygotować w domu itp. A post bardzo dobry!
OdpowiedzUsuńNie słyszałam, ale logicznie to brzmi i tak na chłopski rozum, to David ma rację :)
OdpowiedzUsuńNa Efekt Latte (nazwy wcześniej nie słyszałam, dzięki Tobie dowiedziałam się czegoś nowego znów :)) pewne Polki znalazły sposób :) Czytałam kiedyś artykuł o kobietach , które przyjechały z różnych polskich wsi do miast, by pracować w korporacjach. Ponieważ chciały być jak ich "miastowe" koleżanki, naśladowały je we wszystkim, również w tej porannej kawie - ale szybko odkryły, że wydawanie 10 zł każdego ranka rujnuje ich kieszenie, więc modny kubek sobie zostawiły, napełniając go codziennie kawą robioną w domu :- D Śmieszne, żałosne, ale sposób się znalazł :-D
OdpowiedzUsuńDla mnie tego typu oszczędzanie lub inaczej : przyoszczędzenie -bo milionerką dzięki temu nie zostanę - ma sens, jeśli mam jakiś cel. Np. chcę kupić coś extra, a akurat nie mam na to bieżących pieniędzy. I cel jest długotrwały. Jednak nie lubię oszczędzać małych kwot - próbowałam, nie sprawdza się to, gdy np. chcę wydać 8 tys. zł na wakacje. Co innego, gdybym planowała kupić flakonik perfum za 200 zł - miesiąc niekupowania kawy w Starbucks (i tak nie kupuję bo Stabucks nawet nie mamy) i mam perfumy.
Pamiętam , że kilka lat temu zbierałam na rower - ostatecznie efekt był taki, że kupiłam dużo droższy niż zamierzałam, bo pieniądze same się pojawiły nie wiedzieć skąd :)
Moja znajoma mieszkająca w USA właśnie codziennie kupowała Latte w Starbuniu i któregoś dnia podliczyła sobie ile na to wydaje w ciągu roku... nie pamietam kwoty, ale była w szoku :D Kupiła ekspres i robi kawę w domu! Ma tylko problem z kubeczkiem... bo głupio pić z takiego zwykłego hehe Na szczęście Starbucks sprzedaje też takie termiczne i to chyba rozwiązało problem :)
OdpowiedzUsuńJa za to lubię reklamę ING - oszczędzanie zaczyna się od małych kwot! To moje motto :)
Nigdy nie kupowałam gazet, magazynów.. nie było mnie nawet na to stać ;-)
OdpowiedzUsuńpierwsze słyszę o efekcie latte, ale jak się zastanowię to jestem typowym drożdżówkowcem... muszę to przemyśleć!
OdpowiedzUsuńmuszę powiedzieć, ze sama czesto o tym myślałam, a teraz okazuje się, ze to ma nawet swoją nazwę :)
OdpowiedzUsuńhttp://izabellamag.blogspot.com/
U mnie zdecydowanie to kawa, Shake i rożne przekąski, które namiętnie kupuje podczas moich spacerów z synkiem. Słyszałam o tym efekcie nie raz, i za każdym razem, jak kupuje kawę liczę ile to pieniędzy juz w tym miesiącu wydałam na nia. Nie wspomnę, ze w domu mam mega fajny ciśnieniowy ekspres...
OdpowiedzUsuńU mnie chyba małe słodkości: czekolada, drożdżówka, ciasteczka, od kiedy postanowiłam, że jem słodycze raz w miesiącu, wydaję mniej pieniędzy:)
OdpowiedzUsuń